*Diana*
Rosali mi gdzieś zniknęła. No trudno. Dzieciaczki już poszły spać, Robert ich własnie usypia. Postanowiłam, że mu pomogę. Weszłam do domu i skierowałam się na górę. Drzwi do jednego z pokoi były uchylone. Weszłam do środka. Było tam jedno wielkie łóżko, na którym leżeli dzieci, a Lewy siedział obok na krześle i czytał im książkę. Zapalona była tu tylko lampka. Dzieciaki już spali, ale Robert nadal czytał. ,,Romeo i Julia dla dzieci". Mmm, kiedyś Ann też to czytałam. Piękna historia miłosna, tyle, że na końcu Romeo i Julia się pobierają i maja gromadkę dzieci oraz są szczęśliwi. Jak jej to pierwszy raz czytałam to chciałam też mieć takie życie, ale teraz już wiem, że to nie bajka.. A szkoda, taki Romeo by mi się przydał. Wtedy zorientowałam się, że Robert przestał czytać.
- Długo tu stoisz? - zapytał uśmiechając się.
- Niee, jakieś 5 minut, albo i mniej.
- Chodź na dół.
Przepuścił mnie w drzwiach, a potem je zamknął. Zeszliśmy na dół i skierowaliśmy się do ogrodu, gdzie rozkręcała się imprezka.
- Diana, masz wspaniałą przyjaciółkę!- zaczął krzyczeć Mario, gdy tylko podeszliśmy.
- Ooo, miło mi słyszeć, ale co ona takiego zrobiła?
- Piszczu dzisiaj był strasznie przybity, ona z nim zaczęła gadać i Go to trochę podbudowało. Nie jest idealnie tak jaki kiedyś, ale już się uśmiecha i wtrąci co jakiś czas słowo. - zaczął nawijać Mario.
- Ooo, patrz no. Jaka ona zdolna! Psychologiem powinna zostać a nie fizjoterapeutką.
-Jest fizjoterapeutką? - zapytał Kuba, wtrącając się do rozmowy.
- Noo, tak.
- Ooo, mam pomysł! A Ty?
- Co ja?
- Też jesteś fizjoterapeutką?
- No tak.
- Jaki ja jestem mądry! - zaczął cieszyć się Błaszczu i zaczął skakać W końcu się przewalił a zawartość kubka, który trzymał w ręku wylądowała na mojej koszulce.
Wtedy szybko się podniósł gdy to zobaczył i zaczął przepraszać.
- Jeju, Diana nie chciałem! Przepraszam! Głupio wyszło!
- Kuba, ale za co Ty mnie przepraszasz? - zapytałam, a Lewy stał obok patrząc na nas tak dziwnie.
- No, bo wylałem na Ciebie piwo..
- Jeju, Kuba.. Nic się nie stało!
- Na pewno?
- No na pewno, a skąd Ci się wzięło, że mi się coś stało?
- No bo wiesz, Ania.. Była Lewego by zaczęła się zaraz wydzierać i takie tam.. - zaczął mówić mi szeptem.
- Ja to nie Ania. - powiedziałam.
*Rosali*
Siedziałam i patrzyłam na Piszczka. Co jakiś czas się uśmiechał. Był strasznie podobny do mojego brata. tedy rozmawiając z nim na tej kładce, czułam się jak kiedyś podczas rozmowy z Marcinem. Tak trochę dziwne, że mam trochę nietypowe imię jak na Polkę. Moja ojciec był Niemcem. Jestem pół Niemką pół Polką. Tata postanowił, że to on wybierze imię dla mnie. No i tak się stało. Teraz właśnie zaczęłam wracać do przeszłości. Widziałam znowu to wydarzenie. Wracałam z bratem z mojego meczu. Tak rok temu grałam w piłkę. Były to zawody wojewódzkie. Przeszliśmy wtedy do krajowych! To był wspaniały wyczyn, jak na naszą drużynę! Mieliśmy wielką szansę! Mój brat cieszył się ze mną jak nikt inny. Bardzo dobrze mnie rozumiał, Dianę również. Ona często mówiła, że Marcin jest wspaniały. Cieszyliśmy się bardzo. Nie było już zbyt dużego ruchu, ale byłam przewrażliwiona na punkcie szybkiej jazdy, a na dodatek czułam się jakoś tak inaczej. Nie byłam nawet tak szczęśliwa, jak dowiedziałam się, że przeszłyśmy do wojewódzkich. Kazałam Marcinowi zwolnic. Posłuchał mnie. W pewnym momencie na światłach pojawiło się czerwone. Marcin się zatrzymał. Ale samochód za nami - ciężarówka - nie. Jechała, a była bardzo rozpędzona. Walnęła w nas. Wtedy samochód pojechał do przodu, a od strony Marcina zobaczyłam jak jedzie samochód, który znowu w nas walnął. Odlecieliśmy dość spory kawałek. Straciłam przytomność. Obudziłam się w szpitalu. Byłam w śpiączce przez 2 miesiące. Otworzyłam oczy. Zobaczyłam tam rodziców oraz znajomych. Pytali czy dobrze się czuję i takie tam. Nie mogłam za bardzo mówić, ale wydusiłam z siebie tylko kilka słów ,,Co z Marcinem?". Wszyscy poopuszczali głowy. Spojrzałam na Dianę. Powiedziała mi, że Marcin umarł. Próbowali go ratować, lecz im to nie wyszło.. Po tych słowach zaczęłam strasznie płakać. Nikt nie był w stanie mnie uspokoić. Od tamtej pory nie grałam w piłkę. Do ostatniego czasu, kiedy to pojawiliśmy się na treningu Borussii. Wszystko mi przypominało moje gole, które strzeliłam i statuetki, które leżą gdzieś na strychu w kartonach. To własnie wtedy doszłam do wniosku, że to było to co kochałam, że Marcin na pewno chciałby abym to dalej robiła, bo mówił mi wiele razy, że będę wspaniałą piłkarką. Popatrzyłam znowu na Piszczka. Uśmiechał się. Tak jak mój brat kiedyś. Łza spłynęła mi po policzku. Usiadła obok mnie Diana.
- Rosali, jestem z Ciebie dumna! - powiedziała. Wtedy odwróciłam się do niej twarzą i próbowałam uśmiechnąć, ale mi to nie wyszło. Diana zobaczyła te łzę.
- Przepraszam. - powiedziałam i poszłam do łazienki.
Weszłam do środka i zamknęłam drzwi. Oparłam się o nie i zsunęłam na dół. Zaczęłam płakać. Tęskniłam za Marcinem jak za nikim innym. Potrzebowałam jego bliskości i jeszcze Piszczek, który mi Go tak bardzo przypomina! Usłyszałam ciche pukanie.
- Rosali to ja Diana. Otwórz!
Wstała i otworzyłam jej drzwi. Zaczęła mnie przytulać.
- Co się stało? - zapytała.
- Marcin..
- Rosali! Jego tu nie ma! Już rok! Zobacz ostatnio nawet grałaś w piłkę. jak wtedy miałaś strzelić tego hat tricka, strasznie się bałam, że się rozkleisz, ale nie! Dałaś radę! A teraz co? Na urodzinach Ann, zaczęłaś Go wspominać?! Nie! Tak nie może być!
- Diana.. Piszczek.. On..On.. On mi strasznie przypomina Marcina. Jego uśmiech, a wtedy gdy z nim gadałam na kładce czułam się jak kiedyś podczas rozmowy z Marcinem!
- Rosali..Nie płacz proszę. - posłuchałam jej. Przetarłam oczy. - Wiem, ze potrzebujesz Marcina, ale jego tu nie ma. Wiesz przecież, że ja też Go kochałam jak brata. Był wspaniały, ale minął już ponad rok.. Nie ma Go wśród nas.. Chodź, uśmiechnij się. Pójdziemy tam z powrotem, będzie tak jak by tego nie było. Kilka osób zobaczyło jak idziesz tutaj. Chodź! Powiesz im, że wszystko jest okej.
- Nie!
- Rosali..
- Nie chce tam iść..
- Czemu?
- Piszczek..
- Boisz się, że znowu Ci przypomni tak bardzo Marcina, jak przed chwilą?
- Tak.
- Dobra. Chodź. Podejdziemy do Lewego i poprosimy, aby nas odwiózł.
- Okej. - powiedziałam uśmiechając się lekko.
Wyszłyśmy na zewnątrz. Lewy gadał z Piszczkiem. Spojrzałam na Dianę.
- Dobra, ja Go tu poproszę.
*Diana*
- Hej chłopaki, mogę Ci Robert porwać na chwilę? - zapytałam uśmiechając się.
- Hhaha, idź, idź! - powiedział Piszczek.
Podeszliśmy do Rosali.
- Co jest? - zapytał uśmiechając się.
- Zawieziesz nas do domu? - zapytała Rosali..
- Teraz? Już?
- Mm.
- Diana..
- Jutro Ci wszystko opowiem. - powiedziałam.
- No dobra. Czekajcie pójdę po Ann. Wejdźcie do samochodu. - powiedział dając nam kluczyki.
Po paru chwilach do samochodu przyszedł Lewy niosąc mała Ann na ręka. Mała spała. Słodko.
Gdy dojechaliśmy do domu, Lewy zaniósł ją do pokoju, a Rosali poszła do siebie.
- No dobra to wracam, bo na długo im zniknąłem nic nie mówiąc. - powiedział.
- Okej. Baw się dobrze.
- Diana..
- Tak?
- Spotkamy się jutro?
- Jak nas odwiedzisz to tak. - powiedziałam.
- Okej, to do jutra. - powiedział dając mi buziaka w policzek.
Fajne ; ))
OdpowiedzUsuń